Powyższe zdanie można często usłyszeć na wystawie kotów od niektórych hodowców. Dlaczego? Niektórzy zwiedzający oburzają się, że przecież zapłacili za wstęp i zakazywanie im pogłaskania kota jest nie w porządku.
Hodowcy, którzy proszą o niedotykanie ich kotów, nie robią tego przez złośliwość. Na każdej wystawie znajduje się przeciętnie kilkaset kotów. W tak licznej grupie zwierząt może się trafić kot chory zakaźnie lub będący nosicielem pasożytów. Co prawda każdy kot musi przed wstępem na wystawę przejść kontrolę weterynaryjną – i to nie jedną, a dwie (pierwszą odbywa u lekarza weterynarii najpóźniej na kilkadziesiąt godzin przed rozpoczęciem wystawy), jednak nader często kontrola taka przeprowadzana jest pobieżnie, niekiedy wręcz bez wyjmowania kota z transportera.
Niektóre kocie dolegliwości – szczególnie grzybica – mogą bez trudu przenosić się między kotami na ludzkich dłoniach. Wystarczy, że pogłaszczemy kota chorego na grzybicę, a następnie kota zdrowego. Ryzyko przeniesienia w ten sposób zarodników grzyba jest bardzo wysokie, zaś pozbycie się ich potem wyjątkowo trudne.
Jak w każdym środowisku, i wśród hodowców kotów zdarzają się „czarne owce”, czyli hodowcy, którzy wiedząc o chorobie kota, i tak pojawią się z nim na wystawie za nic mając zdrowie pozostałych zwierząt.
Miejmy to na uwadze, gdy znowu usłyszymy na wystawie prośbę o niedotykanie kota.
MB